Hola, todos! Dziś polecamy piękny zakątek świata w latynoskim stylu.
Mam zupełną słabość do języka hiszpańskiego i kultury latynoskiej. Chociaż po hiszpańsku znam tylko kilka zwrotów i wyrazów, to zawsze marzyłam, aby nim władać i szerze uważam, że jest to najseksowniejszy język świata. Przypuszczam, że w poprzednim wcieleniu byłam latynoską, bo zawsze gdy słyszę ten język, czuję się jak w drugim domu.
Plany wakacyjne były następujące – wybrać miejsce z listy tych wymarzonych do odwiedzenia. U mnie Hiszpania zawsze jest wysoko na liście, dlatego pierwsza wersja oscylowała właśnie wokół tego kraju. Zbierając informacje, szukając ciekawych ofert i planując urlop doszliśmy jednak do wniosku, że sama Hiszpania, nie tym razem. I tak idąc tropem gorących klimatów postanowiliśmy wybrać Wyspy Kanaryjskie.
Hiszpański to najbardziej zmysłowy język świata.
Zaczęliśmy porównywać wszystkie wyspy, a że kusiło nas miejsce bogate przyrodniczo i pełne przeciwności, wybraliśmy piękną Gran Canaria. I tu stanęły przed nami nowe dylematy – czy wybrać full wypas hotel all inclusive w stylu turystyczny moloch, czy w tej samej cenie wybrać miejsce spokojne i malownicze, ale bez wyżywienia. Zastanawialibyśmy się odrobinę dłużej, gdyby nie B. który odnalazł Puerto de Mogan i pokazał mi zdjęcie! Widok od razu skradł moje serce i było już po dalszych poszukiwaniach. Co tam jedzenie i atrakcje turystyczne! Małe miasteczko położone na południowo-zachodnim wybrzeżu, otoczone z trzech stron górami, z kamiennym molo i plażą z piaskiem z Sahary, na stałe wyryło się w naszej pamięci. Zaczęło kusić cichymi zakątkami i wąskimi uliczkami, przystanią jachtową i urokliwymi widokami. No i skusiło! Z perspektywy czasu i porównania z innymi rejonami wyspy, muszę przyznać, że mieliśmy wspaniałą intuicję i nadal uważam, że to najpiękniejsze miejsce na Gran Canaria.
Puerto de Mogan to najpiękniejszy zakątek Gran Canaria.
Malowniczy port zdominował kurort Puerto de Mogan z hotelem, do którego należał nasz apartament. Tak, zapomniałam wspomnieć, że ostatecznie wybraliśmy nie sam hotel, ale przyległe do niego mieszkania, w małych, białych domkach, tworzące specyficzną infrastrukturę małego miasteczka, poprzecinanego uliczkami połączonymi łukami z girlandami kolorowych kwiatów. Każdy z budynków miał dwa piętra i taras na dachu, z niesamowitym widokiem na zatokę.
Intuicja i nasze szczęście prowadziło nas przez cały pobyt na wyspie. Hotel THE Puerto de Mogan udostępniał nam również swoją zewnętrzną strefę relaksu z widokiem na góry i Atlantyk. Już podczas zakwaterowania wyłapaliśmy możliwość wynajęcia loży v.i.p w tej strefie, z podwójnym łóżkiem plażowym, położoną na skraju skarpy. W cenie całodobowego wynajmu były świeże owoce, wino i zimna woda. Okazało się, że zostało ostatnie miejsce, a reszta loży jest już zarezerwowana na cały nasz pobyt i na długo po nim. Postanowiliśmy chociaż raz skorzystać z takiego niestandardowego, jak dla nas, sposobu spędzenia wakacyjnego dnia. To był wspaniały czas poświęcony na rozmowy, delektowanie się widokiem, czytanie książek i słuchanie muzyki.
Na wakacjach warto pozwolić sobie na dzień totalnego nicnierobienia.
Następnego dnia wybraliśmy się na zwiedzanie miasteczka. Wąskimi uliczkami spacerowaliśmy na wzgórze, skąd rozpościerała się przepiękna panorama Puerto de Mogan.
Jeszcze wiele czasu zajęło nam napawanie się tym miasteczkiem, rozkoszowanie zachodami słońca i śniadaniami na dachu naszego apartamentu. Do tego kosztowanie lokalnych smakołyków, plażowanie i odpoczynek.
Nie należymy do osób, które lubią spędzać wakacje w hotelowych basenach. Zawsze pcha nas chęć podziwiania, eksplorowania i doświadczania. Plan, który podjęliśmy na ten pobyt obejmować miał jedną, zorganizowaną wycieczkę po zachodnim wybrzeżu, które jest bardzo górzyste i łatwiej nam było przyjąć, że jakiś lokalny, wprawny kierowca obwiezie nas po tej części. Do tego w ofercie TUI była prawdziwa kulinarna podróż pełna degustacji i zwiedzania „smacznych” zakątków, takich jak plantacja kawy i owoców egzotycznych. Odwiedzinom w plantacji towarzyszyły warsztaty mojo (czytaj „moho”). Dwie wersje tego kanaryjskiego przysmaku – mojo roho (czerwone) i mojo verde (zielone), towarzyszą lokalnej kuchni do wszystkiego, od przekąsek, po grillowane ryby i warzywa. Wycieczka obejmowała postój w Fatadze, wizytę w wiosce Tejeda i w Centrum Roślin Leczniczych, gdzie uraczono nas pysznymi, ziołowymi herbatkami. Po drodze czekała nas degustacja lokalnych smakołyków i postój w uroczej, rodzinnej restauracji na trzydaniowy, aromatyczny lunch. Na zakończenie, wspomniana już wcześniej, wizyta w Finca La Laja wraz z degustacją lokalnych win, warsztatami oraz zwiedzaniem plantacji kawy.
Podczas zwiedzania Gran Canaria korzystamy z wycieczki fakultatywnej, lokalnych środków transportu oraz wynajmu auta.
Następnego dnia postanowiliśmy skorzystać z innego środka lokomocji, czyli miejskiego autobusu. Okazało się, że jest to łatwe, a autobusy kursują dość często. Jedyny minus, że jeżdżą tylko do godziny 19, więc nocne szaleństwa odpadają. Skoro wybraliśmy spokojne Mogan, dla równowagi postanowiliśmy odwiedzić coś bardziej turystycznego, ale za to o pięknej nazwie – Puerto Rico. Olbrzymia plaża de Amadores pełna turystów i hoteli położonych na skale, nie zatrzymała nas na dłużej, tym bardziej że znaleźliśmy idealny do spaceru wybrzeżem deptak, który doprowadzić miał nas do głównej plaży Puerto Rico. Tu pozostaliśmy na dłużej, spacerując po miejskim parku, wcinając meksykańskie jedzenie i odpoczywając. Postanowiliśmy również zaczekać w porcie na rejs statkiem wprost do naszego malowniczego Mogan.
Jeżdżenie autobusem dobra rzecz, ale kiedy chce się pozwiedzać coś bardziej po swojemu i nie być zależnym od rozkładu jazdy, najlepiej wynająć auto. Sprawa jest o tyle trudna, że zazwyczaj wypożyczalnie chcą albo wysokie kaucje, albo płatność kartami kredytowymi. Chcąc to obejść, najlepiej skorzystać z pomocy obsługi hotelowej albo rezydenta biura podróży. Dostaliśmy śliczną miętową Pandę i ruszyliśmy w drogę do stolicy Gran Canarii – Las Palmas. W planie było zostać tam do wieczora i chłonąć miasto. Po drodze postój w największym ogrodzie botanicznym Hiszpanii. Viera y Clavijo położony w wąwozie Guiniguada to niewątpliwie jeden z najpiękniejszych ogrodów na świecie. Można tu zobaczyć las sosnowy i ponad 500 endemicznych roślin, gaj palmowy, kaktusowy ogród czy makaronezyjski las wawrzynolistny.
Nie wszystko piękne co wielkie i znane.
Po tej pięknej wyprawie ruszamy do stolicy i jakież nasze rozczarowanie… Miasto, poza wielkim portem, nie urzeka i nie czaruje. Kolejna plaża, zapyziałe uliczki i nic co zatrzymało by nas tutaj na dłużej. Ponieważ mamy jeszcze masę czasu do wieczora, opuszczamy Las Palmas, zmieniamy plan i ruszamy do Maspalomas. Największym skarbem tego miasta są olbrzymie wydmy Dunas de Maspalomas o długości 6 km i szerokości 2 km.
Pustynia w środku miasta, czemu nie?
Są one częścią rezerwatu przyrody i składają się z wapiennego piasku, muszli i korali naniesionych przez morze. Ważne jest to, aby na wydamy wybrać się w porze popołudniowej lub porannej, kiedy piasek nie jest bardzo nagrzany przez słońce. W innym przypadku trudno byłoby po nim spacerować. My docieramy na zachód słońca i jesteśmy zupełnie zauroczeni tym miejscem. W ogóle Maspalomas ma w sobie wyjątkowy czar. Mimo tego, że jest miastem typowo turystycznym to jednak w taki znośny, urokliwy sposób.
Przed wyjazdem założyłam sobie dwie rzeczy – chcę posłuchać latynoskiej muzyki na żywo i chcę wybrać się na lokalny targ. Jak się okazało żadna z tych rzeczy nie jest oczywista. Kiedy pytałam o muzykę na żywo, zawsze słyszałam, że a i owszem mogę posłuchać sobowtóra Michaela Jacksona, show Lady Gagi albo Travolty. Ale kto chce słuchać „wiejskiej” muzyki na wakacjach? Otóż ja!
Jakie są Twoje wakacyjne must do?
Dopiero wieczorny spacer w Maspalomas spełnił moje wakacyjne marzenie. I żeby nie było, znowu nie obyło się bez łutu szczęścia. Spacerując obok licznych straganów i knajpek natknęliśmy się na bar ze sceną i wystawionymi przed nią stolikami. Turyści zajmowali wszystkie wolne miejsca, a za nimi zbierał się tłum. W pierwszym rzędzie przed sceną ujrzałam jeden wolny, dwuosobowy stolik. Pomyślałam, że to musi być rezerwacja, bo przecież ktoś by to miejsce zajął, ale postanowiliśmy usiąść chociaż na chwilkę, aż zostaniemy przegonieni. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że stolik czekał właśnie na nas i nikt go nie zarezerwował. Zamówiliśmy napoje i oddaliśmy się świetnej rozrywce, podczas cudownego występu mariachi.
W kwestii lokalnego targu również sprawa była skomplikowana. Każdy zapytany przeze mnie mieszkaniec mówił, że nie ma czegoś takiego na wyspie. Dopiero rezydentka podpowiedziała mi, że może typowego targowiska z owocami, warzywami i przyprawami nie ma, ale właśnie w Puerto de Mogan, co piątek organizowany jest bazar z turystycznymi pamiątkami, ubraniami, jedzeniem czy afrykańską biżuterią. Oczywiście skorzystaliśmy z tej okazji i kupiliśmy piękne łapacze snów i tutejsze miody, co jest już naszą tradycją 😉
Kilka porad podróżniczych na koniec.
Wiele byśmy mogli jeszcze opowiadać o pięknych widokach, magicznych zakątkach, niesamowitej roślinności i przepysznej kuchni, ale musi pozostać coś dla Was, abyście sami zechcieli wybrać się na Gran Canaria i napisać swoją, wakacyjną opowieść.
Na zakończenie kilka porad podróżniczych: 1. Na Gran Canaria lecimy około 5,5 godziny. 2. Jest to wyspa wiecznej wiosny, więc można tam się wybrać o każdej porze roku. 3. Średnie roczne temperatury na Gran Canaria to ok 22C-24C w zimie, oraz ok 27C-29C w lecie, chociaż odczuwalne są o wiele wyższe. 4. Wyspa jest pochodzenia wulkanicznego i spora jej część przedstawia właśnie taki krajobraz, ale są też obszary bardzo bujne w roślinność i piaszczyste plaże, wybrzeża i tereny skaliste. Podsumowując w zależności od miejsca pobytu dostrzeżecie odmienną roślinność, inne uformowanie terenu i różne temperatury. 6. Bardzo rzadko pada tutaj deszcz. Podobno średnio 2 dni w roku. 7. Walutą rozliczeniową jest euro.
Jeśli interesują Cię również podróże do innych pięknych miejsc, to polecamy artykuły z naszej wyprawy na Zakynthos: „Kalimera greckie wakacje”, „Ekipa z Zante Shore”, oraz „Bye, bye Zakynthos”.